poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Podsłuchane na jamendo 2

Chyba trzeba zrobić z tego cykl :P

Tym razem znalezione przez Nivak :) Muzyka może nie jest jakaś wywalająca w kosmos, ale albumu "8-bit lagerfeuer" niemieckiego zespołu Pornophonique słucham już któryś raz i z przesłuchania na przesłuchanie podoba mi się coraz bardziej, a otwierająca album "Sad robot" w szczególności. Całość jest połączeniem rocka popu z brzmieniami i samplami ze starych gier. Moim skromnym bardzo bardzo sympatyczne, szczególnie jeśli pamięta sie stare brzęczące gierki z C-64 czy Atari.

Jak więc śpiewa Kai Richter:


Take me, hold me, show me
some bonus points
some golden coins
I need an extra life...


  


Kosmicznie wygląda to live. Jeden facet z gitarą, a drugi siedzi i klika w gameboya:



Przypomina trochę stare wykonanie przez Kraftwerka ich "Pocket Calculator", którego dokonali korzystając z zabawek takich jak Bee Gees Rythm Machine firmy Mattel, czy Stylophone'u.

Tak czy siak, Pornophonique znalazło się dzięki jamendo na moim dysku i ostatnio dość często leci.

piątek, 21 sierpnia 2009

Musix GNU+Linux

Szperając dzisiaj w poszukiwaniu brzmień dla zynaddsubfx, trafiłem przypadkiem na stronę, która reklamowała dość ciekawą dystrybucję linuxową, a mianowicie Musix.

W skrócie Musix to dystrybucja multimedialna (bazowana zdaje się na Knoppixie), zawierająca przede wszystkim sporo softu muzycznego. Przy okazji wszystko dostępne jako live CD/DVD, czyli można powalczyć bez instalowania. Myślę, że w weekend sobie zaciągnę DVD i popróbuję. Szczególnie interesuje mnie stabilność aplikacji połączonych Jackiem, który w moim distro, nie wiedzieć czemu, ma przykrą tendencję do wykładania się w najmniej odpowiednich momentach.

Może wreszcie uda mi się pokończyć porozgrzebywane "utwory"?

czwartek, 20 sierpnia 2009

Intrumenty Zynaddsubfx

O samym Zynaddsubfx już kiedyś pisałem. Nie będę go tu bardzo opisywał, bo za dużo by trzeba było pisać, a sam za mało go znam, żeby bawić się w instruktora. Podsumuję go jedynie tak, jak zrobił to jeden z użytkowników Youtube: Chuck Norris pośród syntezatorów softwarowych. Żeby Choć częściowo pokazać co on oferuje, wrzucam taki oto sobie screenshot:



Ta notka powstała w zasadzie jedynie po to, żeby podzielić się z czytelnikami (a przynajmniej tą ich częścią, którą to interesuje ;)) stworzonymi przeze mnie instrumentami (brzmieniami).

Część z tych instrumentów powstała w wyniku eksperymentów z brzmieniami już dostępnymi w Zynie, niektóre w wyniku eksperymentów z przepisem podanym w zalinkowanej tubce, a niektóre z całkowicie przypadkowego "kręcenia gałeczkami". Mam nadzieję, że się wam przydadzą a jeśli nie, to może chociaż się wam spodobają ;)

Aha, nazwy są nadawane bardzo byle jak, więc proszę się nie sugerować :P Jako dodatkową uwagę napiszę, że instrument Theremin Like najlepiej brzmi z włączonym Portamento i ustawionym na odległość 0.



Ponieważ blogspotowy system "załączników" jest o kant dupy potłuc, wszystkie pliki można pobrać stąd: http://sites.google.com/site/harksan/myfiles/

środa, 19 sierpnia 2009

Wspominki

Drzejan na swoim blogasku odpalił wspominki. Choć również miło wspominam anime z Polonii 1, to z prawdziwym rozrzewnieniem wspominam coś zupełnie innego. Z czasów przed Polonią 1, z czasów programów typu 5-10-15, Teleranek, czy Kwant. Z czasów, kiedy w naszej publicznej tefał, było mnóstwo programów edukacyjnych.

Z tych zamierzchłych czasów pamiętam bardzo mocno na przykład dwie kreskówki z rewelacyjnego cyklu Alberta Barillé "Było sobie..."

Pierwszy to "Było sobie życie"



Seria bardzo inteligentnie i fascynująco opowiadająca o zasadach działania ludzkiego organizmu. Co ciekawe, gdy się przyjrzeć z perspektywy czasu, można zobaczyć coś niesamowitego, mianowicie opening zaczyna się ni mniej ni więcej tylko sceną seksu. Ale jest to scena pokazana bardzo mądrze, z wyczuciem, pokazująca zarówno miłość między partnerami, jak i to, że z "przytulanek" bierze się nowe życie. Dalej jest już tylko lepiej. Krwinki w postaci sympatycznych stworków noszących na plecach bańki z tlenem, przemykające tu i ówdzie składniki mineralne i witaminy w postaci np podskakujących solniczek, czy obleśnie wyglądające mikroby pożerane przez policję składającą się z białych krwinek. Fascynująco i mądrze.

Z drugiej zapamiętanej przeze mnie serii z cyklu, jest "Był sobie kosmos". Samej serii nie pamiętam za dobrze (byłem zdecydowanie za mały), ale opening mimo wszystko wzbudził miłe wspomnienia. Kto wie, może ta kreskówka wbijając się dawno temu w moją podświadomość zadecydowała, że tak lubię SF?



Trzecią serią, którą wspominam bardzo mile jest japońska "Ordy" (tytuł francuski, ponieważ w tej wersji leciała w naszej TV i tak ją zapamiętałem). Kolejna mądra seria, tym razem opowiadająca o wielkich odkryciach.



Snif... trzeba będzie kiedyś skompletować sobie. Tym bardziej, że seria "Było sobie..." jest do kupienia...

wtorek, 18 sierpnia 2009

Trzecia droga w binarnym świecie

Miało nie być takich postów, ale pooglądałem sobie dzisiaj Cejrowskiego, poczytałem Pilipiuka na forum SFFiH, zajrzałem do moon i jakoś tak smutno mi się zrobiło.

Czasem odnoszę takie smutne wrażenie, że mnóstwo ludzi chciałoby żyć w świecie idealnie binarnym, gdzie wszystko jest proste, czarno-białe, gdzie do określenia wartości danej części rzeczywistości wystarczy najzwyklejsza funkcja progowa, a wartość progu ktoś zawsze poda.

Dzisiaj u moon przeczytałem takie zdanie, wypowiedziane ponoć przez RPO:
Weźmy znanego podróżnika Wojciecha Cejrowskiego. Ma przecież prawo być homofobem. Nie ma obowiązku być homofilem. Jeśli nakazujemy, za pośrednictwem sądu, nawet nie wprost, bycie homofilem, to przekreślamy znaczenie słowa tolerancja.
To co w tym zdaniu jest smutne, to właśnie próba sprogowania: skoro sąd zabronił komuś wyrażania otwarcie homofobii, to znaczy, że nie-wprost nakazuje homofilię. Albo-albo. 0-1. Czarny-Biały. Jeśli nie homofob, to na pewno homofil. Wielu ludzi wypowiadających się publicznie stosuje dokładnie ten sam model. Albo-albo. 0-1. Czarny-biały. Homofob-homofil. Nic pomiędzy.

A przecież rzeczywistość wcale nie jest dyskretna. Rzeczywistość jest ciągła. Między zerem a jedynką jest nieskończenie wiele ułamków. Między czernią a bielą jest nieskończona ilość odcieni szarości, a poza tym nieskończona ilość innych barw. Oprócz bycia homofobem i homofilem można przecież jeszcze mieć do całej sprawy stosunek na zasadzie "lata mi to w okolicach okrężnicy".

I mi właśnie lata. Daleko i głęboko lata mi, czy dorosły, w pełni świadomy facet woli uprawiać seks z innym dorosłym i w pełni świadomym facetem, albo kobieta z kobietą. A jednak zdania jak zacytowane mnie progują. Ponieważ nie jestem homofobem, to dla wielu automatycznie jestem homofilem. Ponieważ mój liberalizm skręca na lewo, jestem automatycznie moralną szują i złodziejem.

A mi zwyczajnie smutno, bo chciałbym, żeby ludzie trochę mniej bawili się w progowanie, a spróbowali dojrzeć piękno w skomplikowanym, posiadającym często ujemne, często dodatnie, a często urojone współczynniki wielomianie, którym próbuję zinterpolować sobie rzeczywistość.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Nie rozumiem spoilerów

Wielu rzeczy w tym świecie nie rozumiem. Nie rozumiem na przykład skąd się biorą niektórzy ludzie, dlaczego zachowują się w niektóre sposoby itd. itp. Czasem wygląda to trochę jak takie dziecięce zadziwienie światem i tym, co się wokół mnie dzieje.
Działanie spoilerów na ludzi jest właśnie jedną z takich rzeczy. Niby rozumiem, że czytając/oglądając dajmy na to Herculesa Poirot, Monka, czy Sherlocka Holmesa, wiem kto zabił, to może to popsuć zabawę. Tylko "niby" rozumiem, bo jednak jestem chyba z gatunku ludzi, którzy bardziej woleli na przykład Columbo, gdzie koniec końców wiadome było wszystko od początku, a cała przyjemność polegała na obserwowaniu ciapowatego detektywa krok po proku składającego kawałki przydzielonej mu sprawy. Tak na mnie działają spoilery, bo chyba taki jestem już, że od samego celu bardziej rajcuje mnie docieranie do niego. Gdyby tak wziąć przykład i przytoczyć znaną wszystkim sytuację, w której przed premierą ktoś podjeżdża do kolejki przed księgarnią wrzeszcząc "Snape kills Dumbledore!". Reakcja była spektakularna, ryk zawodu i chęć zlinczowania krzyczącego. Cóż, mnie by w tłumie nie było, bo moją reakcją byłaby po prostu jeszcze mocniejsza chęć przeczytania książki. A to dlatego, że właśnie poznałem pojedyńczy drobiazg, ale nie wiem nic więcej, nie wiem jak to się stało, dlaczego Snape zabił Dumbledora? Jakim cudem to mogło w ogóle nastąpić?
Jeden spoiler, a rodzi tysiąc pytań, na które odpowiedzi może przynieść tylko i wyłącznie lektura.
Taki już jestem, tak już to rozumiem, że dobrze zrobiony spoiler zamiast psuć zabawę, dostarcza dodatkowej motywacji i dreszczyku oczekiwania na rzecz, którą już poznałem. Cel jest ważny, ale sama droga do celu jest częstokroć wielokrotnie bardziej fascynująca.

Dlatego właśnie ni cholery nie rozumiem ludzi rzucających się na innych z kamieniami za rzucenie spoilerem, czy uskuteczniających z tego powodu dzikie ranty w internecie. Bo na dobrą sprawę przecież nie chodzi o to, żeby nie spoilować, ale robić to umiejętnie, żeby podsycić maksymalnie podsycić zainteresowanie. Czym innym są w końcu trailery i teasery, gdzie niejednokrotnie widać bardzo ważne dla fabuły momenty, jeśli nie właśnie umiejętnie (lub nie, jeśli są spartaczone) zrobionymi spoilerami?

sobota, 8 sierpnia 2009

Adam Certamen Bownik

Adam Certamen Bownik, lubelski twórca muzyki elektronicznej. Jego utwory są bardzo klasyczne. Słuchając tej muzyki nietrudno wyobrazić sobie, że skomponował ją na przykład Jean Michel Jarre czy Vangelis. Z wielości jego albumów dostępnych na jamendo trudno mi jest wybrać jakiś konkretny warty polecenia, bo wszystkie, które do tej pory odsłuchałem coś w sobie mają. Moim zdaniem muzyka naprawdę warta odsłuchania, a żeby ułatwić czytelnikom bloga oto album Perigeum:


Polecam.


edit://
A na dokładkę drugi lubelski artysta elektroniczny, który zresztą współpracował z Adamem Bownikiem. el_vis i album "moozg elektronowy":

  

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Don't download this song

Staram się nie wypowiadać w kwestii piractwa muzycznego, bo moje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia, a zwyczajnie uważam, że argumentacja obu stron jest równie bez sensu. Obie strony mają jakieś tam swoje racje i obie okopały się na swoich pozycjach i walczą bez pardonu. Jedni chcą zarabiać więcej (jak najwięcej) inni chcą mniej płacić (najlepiej wcale). To całkowicie normalne zarówno dla sprzedającego jak i dla klienta.
Oczywiście ani piraci nie potrafią zgrokować faktu, że nagranie utworu to kosmiczne koszta i artyści oraz wytwórnie mają prawo domagać się wynagrodzenia za swoją pracę, ani wytwórnie ani trochę nie widzą faktu, że na piractwie niekoniecznie tracą, bo ci co piracą i tak by nie kupili ściąganych płyt.
Oczywiście nikt nie chce wejść w skórę drugiego i spróbować pójść na kompromis. Zwyczajnie za duża kasa w tym jest. Jak duża? Wystarczy poczytać wysokości zasądzonych grzywien.
Rozumiem poczucie bycia okradanym, rozumiem nawet chciwość i chęć odstraszenia potencjalnych następnych piratów, ale mimo to kwoty 80 czy nawet 22 tysiące dolców za utwór wskazują, że komuś tam za oceanem naprawdę coś przeskoczyło w głowach. A oskarżony cieszy się z wyroku (i słusznie) bo musi zabulić "tylko" 600 tysięcy, a nie 4,5 miliona.

Jak zwykle najlepiej całość skomentował już dawno temu niezawodny Al Yankovic:


Don't_Download_This_Song
Załadowane przez: metal_man77.

No dobra, zobaczmy co nowego na jamendo.