czwartek, 13 maja 2010

Wybory-srybory

Koniec kolejnego dobijającego dnia pracy, chwila czasu, można się wywnętrzyć :P

Wybory za pasem. Obywatelski obowiązek wzywa do tego, żeby pójść, dać głos, zadecydować. A ja od dłuższego czasu noszę się z zamiarem, żeby nie iść. Albo żeby pójść i skreślić wszystkich, żeby głos poszedł w cholerę. Bo te wybory to po raz kolejny wybór spomiędzy ludzi popieranych przez ugrupowania, których jedynym celem jest dmuchnięcie nas od tylca. Wybór,  który tak naprawdę ogranicza się jedynie do określenia, czy chcemy być posunięci z wazelinką, na sucho, w słomie, czy z powiewającą chorągiewką? A może przez kogoś, kompletnie nieznanego, tak dla urozmaicenia sobie?

Tak więc nie widzę sensu dalszego uczestnictwa w życiu politycznym RP. Zresztą jak pisał swego czasu lider nieśmiertelnego Kabaretu Potem, Władysław Sikora:

Nie chodzę na wybory państwowe bo od lat nie mam na kogo głosować! Znajomi mi powtarzają: jak nie będziesz wybierał to wybiorą za ciebie.
A ja nie oddam głosu na żadne z proponowanych mi ugrupowań politycznych! Żeby się potem nadymali, że rządzą w imieniu Narodu?! Gówno!!!
Niech będzie frekwencja 10 %! Niech rządzą w imieniu moherów, liberałów i komunistów - ale ja im głosu nie dam! Jak patrzę na te tępe cwaniackie mordy to ogarnia mnie rozpacz.
Jak się czasem nawet coś pojawi to po niedługim czasie przeżarte jest przez układy wewnątrzpartyjne. Być może nie ma na to rady... być może jest.

2 komentarze:

  1. No, niestety. Ja jednak pójdę, bo mi się jedna gorszość wydaje gorsza od drugiej gorszości i jakbym miał przez kolejne lata oglądać Jarosława na prezydenckim fotelu to bym się chyba załamał, wyjechał i pewnie już nie wrócił. Bo to jest tak nieludzko męczące mordować się wciąż z tymi palantami:(. Wydawałoby się - nie myśleć o nich wszystkich, nie zauważać ich - niech sobie żyją we własnym świecie. Mann z Materną postulowali kiedyś, by wydzielić w Polsce osobne państwo sejmowe, które z zaangażowaniem zajmowałoby się samo sobą i dało spokój nam wszystkim. Ale się nie da tak niestety. Bo te matoły zawsze coś wymyślą, żeby mi się wepchać w życie. Na przykład, żebym składał oświadczenie lustracyjne, bo redaguję stronę internetową. Jak ich wykopię przez drzwi, to wracają oknem pod postacią jakichś nieszczęsnych otumanieńców domagających się, żebym koronował Chrystusa na patrona swojego miasta, albo żebym szedł ratować gejów, lesbijki i ateistów (dalibóg nie wiem przed czym). No nie da się i już.
    To jak nie może być normalnie, to niech chociaż nie będzie gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jak długo można wytrzymać tę konieczność wybierania między złym a gorszym? Coraz więcej we mnie rezygnacji, bo za każdym razem okazuje się, że coś miało być, zagłosowałem i wyszło jak zwykle. Wkurzające jest, że znowu obdarzę kogoś zaufaniem, on coś naobiecuje, a potem ja nie mam absolutnie żadnej możliwości rozliczenia tego kogoś z obietnic. Potem przychodzą wybory i znowu muszę głosować na kogoś, choć nic konkretnego nie zrobił, bo jak nie zagłosuję na niego, to przyjdzie ktoś, kto jeszcze napsuje. Tak jest chyba od początku: przychodzą jedni, psują, przychodzą następni, nic nie robią, przychodzą jeszcze inni, psują jeszcze więcej, kolejni znowu nic nie zrobią i tak w koło Macieju... Zwyczajnie mam dość, a nieuczestniczenie w wyborach jest jedynym prawdziwym sposobem wyrażenia mojego sprzeciwu wobec całej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń