środa, 23 grudnia 2009

Karate kid bez karate

Był sobie kiedyś film o tytule Karate Kid. W olbrzymim skrócie, młody chłopak trafia na starego Japończyka, który uczy go karate (mniej więcej). Karate, czyli uznawanej obecnie za japońską, wywodzącej się z Okinawy sztuki walki o chińskich korzeniach. W trzeciej części zresztą (albo drugiej) pan Miyagi (Noriyuki "Pat" Morita) zabiera swojego ucznia do ojczyzny nauczanej przez siebie sztuki walki czyli właśnie na Okinawę. Tytuł filmu miał wtedy sens i znaczenie.

Dzisiaj dowiedziałem się, że powstał remake. Film, jak wynika z opisu z oryginałem ma wspólny zarys fabuły.

The Karate Kid, directed by Harald Zwart (The Pink Panther 2), stars Jaden Smith, Jackie Chan, and Taraji P. Henson. Smith plays Dre, a skateboarding video game buff who moves to China after his single mother is forced to go there for work. Unable to speak Chinese, Dre finds it hard to settle in, and gets beat up by the local bully. Chan plays Mr. Han, a maintenance man who spots his black-eye and offers to teach him both martial arts and Chinese, so he can defend against all the kung-fu students.
Przy czym nagle się okazuje, że nie Japończyk, a Chińczyk i wcale nie karate, tylko kung fu. Innymi słowy, wracamy do starych dobrych czasów, gdzie nie miało znaczenia czy w filmie jest karate, kung fu, viet vo dao czy jujutsu, bo wszystko było określane jako "filmy karate". Większości ludzi pewnie jest i tak wszystko jedno, ale mnie jednak szlag trafia, bo w ten sposób rozmywają się znaczenia słów: karate w tym momencie może być wszystkim od boksu przez wu-shu do Sistemy Michaiła Riabko. W czysto literalnym ujęciu terminu karate, czyli "puste ręce" może i ma to sens. Jednak jeśli mówimy o konkretnych sztukach walki, to zwyczajnie mnie cholera bierze na takie wrzucanie wszystkiego do jednego wora. Mówiąc krótko: od tego filmu zamierzam trzymać się absolutnie jak najdalej. Obejrzę sobie może w zamian Siedmiu Samurajów Kurosawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz