wtorek, 26 stycznia 2010

Powieść, która wypieka bezy

Korzystając z okazji, że Nivak poszukiwała informacji w starszych numerach SFFiH, postanowiłem zrobić drugie podejście do jeszcze innej powieści, od której się odbiłem, mianowicie "Księgi, która wyjada oczy" Sebastiana Uznańskiego. Reszta postu tylko dla chętnych :D (ewentualnie "Parental advisory explicit content")


Każdy kto kiedykolwiek zetknął się z prozą Sebastiana Uznańskiego, wie czego się spodziewać. To nie będzie miła i lekka lektura. Wielbiciele porno będą ukontentowani czytając sporą cześć twórczości Uznańskiego. Pełno w niej rzeczy, które u "normalnego" człowieka wywołują wstręt, niechęć, obrzydzenie. Ostatnio jednak staram się podchodzić do takich rzeczy z większym dystansem, dzięki czemu przebrnąłem przez rzeczy, na których się zawiesiłem. Bo czy elementy zastosowane przez Uznańskiego są naprawdę "obrzydliwe"? Czy może raczej tak o nich mówimy, bo nie wypada inaczej w naszym kręgu kulturowym. Ot chociażby tytułowe bezy. Mężczyzna może powiedzieć "Fuj... fuj... fuj...", ale czy faktycznie "fuj", czy "fuj" dlatego, że te bezy jedzą inni faceci? W końcu wielu z nas lubi seks oralny i nie widzi niczego obrzydliwego, gdy kobieta połyka nasze wydzieliny, więc czemu wstręt wzbudza u nas to samo tylko w wykonaniu mężczyzny?

Oczywiście nie zmienia to faktu, że tego typu elementy mogą się nie podobać i wielu się nie podobają. Ja chyba zwyczajnie obojętnieję.

Grunt, że przebrnąłem przez te elementy i wgryzam się dalej. A dalej i głębiej mamy zupełnie inną powieść. Przy czym jest to powieść z problemem, którym są skojarzenia. Być może nie powinienem pisać nic przed zakończeniem lektury, ale nie potrafię się powstrzymać przed wyartykułowaniem pewnych konstruktów powstałych w moich zwojach mózgowych podczas czytania.

Po pierwsze skojarzenia. Pierwsze skojarzenie już było wyciągane, o ile dobrze pamiętam, na forum NF, czyli skojarzenie z Harrym Potterem Rowling. Może niezasłużone, ale niestety nieuniknione, bo i zbyt wiele elementów jest podobnych, począwszy od młodzieńca "po przejściach" wstępującego do "szkoły czarów" (owszem, Arcanum Mage to nie Hogwart, ale nie da się nie odczuć deja vu i bez trudu możemy sobie poetykietkować bohaterów w stylu "Harry", "Ron", "Hermiona", czy "Draco"). Drugim skojarzeniem jest Diuna. Podobnie jak u Herberta mamy tutaj mnóstwo wypowiedzi dotyczących polityki, społeczeństw, religii, próby wyjaśnienia czytelnikowi jak co działa, a szkolenie w Arcanum Mage natrętnie przywołuje myśli o Bene Gesserit i ich "kompleksowym" podejściu do nauczania.

Druga rzecz, która jest problematyczna, to sam sposób ukazania nauki w uczelni augurów. W zasadzie nie przypomina to w ogóle nauki. Ot bohater szwenda się po uczelni i nabija sobie punkty doświadczenia aż może osiągnie levelup i będzie mógł rozdzielić sobie punkty talentów, odblokowując kolejne umiejętności. Jak już trafia na wykład, to wygląda to tak, jakby przyszedł na ostatnie pięć minut, w trakcie których wykładowca wali dwa trzy mądre akapity po czym następuje koniec, czasem z pracą domową. I niby jest to wyjaśnione, niby wiemy, że to przede wszystkim miejsce, gdzie uczniowie mają zgłębiać wiedzę sami, ale nawet przy takim założeniu trudno jest uwierzyć, że nie ma takich zajęć, gdzie nauczyciel musi coś pokazać, nauczyć czegoś praktycznego, a nie tylko ględzić, tym bardziej, że przecież adepci mają nauczyć się władać jakąś tajemną mocą, którą trzeba jakoś ukierunkowywać, móc "dotknąć" czy wreszcie uzmysłowić sobie, że w ogóle ona istnieje. Szczególnie, że ta moc jest niebezpieczna. Może to ulegnie zmianie później, zobaczymy po dalszej lekturze. Na razie nie jest ok.
Tym bardziej, że skoro miała być to powieść, to autor mógł sobie pozwolić na znacznie więcej.


Na koniec wreszcie ostatnie skojarzenie, czyli schemat. Może się mylę, może za wcześnie sądzić, ale trudno się oprzeć myśli, że książka tak naprawdę realizuje klasyczny schemat fantasy, ubrany w nowe piórka, trochę "udoroślony", ale jednak nie różniący się w zasadzie od schematu Krulla, Diuny czy Władcy pierścieni. Oto bohater, który musi ocalić świat. Żeby tego dokonać, musi zebrać drużynę i zdobyć artefakt, wtedy dojdzie do ostatecznej konfrontacji, w której zło zostanie pokonane. Być może to nieuzasadnione stwierdzenie, może jednak w dalszej części Uznański przełamie motyw, lub jakoś z nim podyskutuje. Zobaczymy. Na razie dalej pobłądzę z bohaterem po tajemnych korytarzach Arcanum Mage i zobaczę co z tego wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz