piątek, 22 stycznia 2010

Poezja czy nuda?

"Sen_numer_9", David Mitchell, drugie podejście. Drugie, bo książka przeleżała parę latek na półce po tym, jak zmogła mnie gdzieś w połowie (może trochę wcześniej). Zaczynając dzisiaj lekturę po raz drugi, zacząłem z miejsca zastanawiać się, czy tym razem mi się uda? Czy znajdę odpowiednią dozę skupienia, żeby wejść w świat i zachwycić się językiem stworzonym przez autora wspólnie z tłumaczem? Wreszcie zacząłem się zastanawiać, czy ta książka nie została właśnie napisana dla innych rodzajów czytelników, tych którzy potrafią docenić melodię zdania, poezję ukrytą wśród barwnych opisów, czytelników, dla których opowiadana w książce historia jest sprawą absolutnie drugorzędną wobec muzyki przedstawionego świata?

Chociażby takie zdanie, "Galaktyka śmietanki rozwija się wstęgą w filiżance kawy i rozmyta w tle paplanina nabiera ostrości". Nastrojowe, pokazujące, że nawet w filiżance kawy może czaić się piękno kosmosu. A z drugiej strony, czy jednak nie jest to po prostu przekombinowany sposób na stwierdzenie, że bohater nalał śmietanki do kawy?

Inny fragment.

[...] Nikogo, kto stałby w miejscu. Potoki, nawałnice, korowody, bajty, pokolenia, tysiące twarzy na minutę. Jakuszima to tysiąc minut na twarz. A każda wyposażona w szufladkę pamięci opatrzoną tabliczką: "Rodzice". Migawki, zdjęcia — porządne i spaprane — przeraźliwe wizerunki, delikatne obrazki, niewyraźne ujęcia, porysowane negatywy, nieważne, przecież wiedzą, kto sprowadził ich na ziemię.


Poezja, a może po prostu próba rozdmuchania prostej konstatacji, że bohater nie wie kim jest jego ojciec, a Tokio jest bardziej zaludnione niz Yakushima, z której pochodzi?

Mówiąc krótko, "Sen_numer_9", to książka, przy której na nowo się zastanawiam co tak naprawdę jest celem literatury? I wreszcie co jest celem literatury dla mnie samego? Jakim jestem czytelnikiem i czy będę potrafił docenić językową biegłość autora i tłumacza, czy raczej powinienem odkurzyć półkę z "Wędrowyczem" zostawiając prawdziwą literaturę specjalistom?

Pożyjemy, zobaczymy...

2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa czy tym razem ksiązkę skończysz. :) "Sen_numer_9" swego czasu (czyli te kilka lat temu) bardzo mi się podobał. Nie wiem czy teraz, po ponownej lekturze, to pozytywne wrażenie by się utrzymało. :) Poprzednio ten rozbuchany język wydał mi się hipnotyczny i grząski, co pasowało mi do samej fabuły i klimatu, jaki autor chciał osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i właśnie chyba znowu grzęznę w tym języku. Fakt, jest przyjemny, całość nabiera dzięki niemu onirycznego klimatu, ale przez to gubi się gdzieś sama historia. Dodatkowo jeszcze gmatwana wstawkami z "odjazdami" bohatera. W pewnym momencie można stwierdzić, że nagle zamiast w rzeczywistości Eijiego jest się w jego wizji i trzeba się nieco nakombinować, żeby wrócić "na ziemię". Wydaje mi się, że żeby dobrze ogarnąć tę powieść, potrzeba skupienia, którego może mi zabraknąć podczas lektury w autobusie w drodze do pracy ;).

    OdpowiedzUsuń